W kopalniach JSW rozpoczął się strajk okupacyjny

Górnicy nie wydobywają węgla. Pod ziemię zjeżdżają tylko ci, którzy są odpowiedzialni za zabezpieczenie zakładu przed zniszczeniem. Po powrocie zostają na terenie przedsiębiorstwa, a do domu idą tylko ci, co muszą.

Protest okupacyjny odbywa się tylko na powierzchni zakładów, czyli w łaźniach, w warsztatach. Wszędzie tam, gdzie jest ciepło. Górnicy mają ze sobą karimaty, jedzenie, prowiant – wszystko to, co niezbędne jest do przeżycia. – Do protestujących stopniowo będą dołączać pracownicy kolejnych zmian. Jeśli ktoś wchodzi na kopalnie, to już zostaje – mówi Piotr Szereda, rzecznik prasowy strony związkowej. – Na razie nie podjęliśmy decyzji o przeniesieniu protestu pod ziemię – dodaje. 

Z kolei Roman Brudziński, wiceprzewodniczący Solidarności w JSW zdaje sobie sprawę z tego, że każdego dnia strajkujących może być coraz mniej. – Wiem, że ci ludzie mają rodziny, kredyty i swoje zobowiązania. Jednak pamiętam czasy, gdy strajkowaliśmy w 300 osób i udało nam się wywalczyć swoje – powiedział. 

Strona związkowa odniosła się też do wczorajszej informacji ministra skarbu o żądaniu zwołania przez zarząd JSW nadzwyczajnego walnego zgromadzenia akcjonariuszy ws. zmian w składzie rady nadzorczej i statucie spółki. – Czekamy na konkrety od rady nadzorczej, bo propozycja ministra to wyłącznie granie na czas. To nie pomoże szybko załatwić naszego problemu. Górnikom ta władza już wielokrotnie składała obietnice – uważa Szereda.

Wczoraj Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka prasowa JSW poinformowała, że ogłoszenie w tej sprawie musi ukazać się minimum 26 dni wcześniej, tydzień też trwa przygotowanie dokumentacji. Walne zgromadzenie może więc odbyć się za ok. miesiąc.