zamknij

Wiadomości

W sercu pozostał żal, że nie udało nam się znaleźć żywych osób

2014-10-30, Autor: Patrycja Wróblewska-Wojda
Jest czwartek, 23 października godzina 5.20. Za kilkadziesiąt minut swoją spokojną służbę kończy trójka strażaków działających w jastrzębskiej Specjalistycznej Grupie Poszukiwawczo-Ratowniczej. Za moment mają się przekonać, jak bardzo się mylą. Dzwoni ktoś z Katowic i mówi, że w centrum miasta doszło do tragedii

Reklama

Do Katowic docierają kilkadziesiąt minut później. Pierwszy rzut oka na kamienicę wystarczy by wiedzieć, że nie będzie jak dotychczas, gdzie trzeba było sprawdzać pustostan. Tu mieszkali ludzie i na pewno ktoś znajduje się pod gruzami. W dodatku w pozostałościach budynku ciągle szaleje ogień. Wyciągają sprzęt, rozmawiają z ludźmi i zaczynają pierwsze działania. Niebawem dołącza do nich reszta 15-osobowej grupy i dwa psy o specjalności gruzowiskowej – to przede wszystkim one będą szukać żywych osób zasypanych gruzem.

Jastrzębscy ratownicy muszą chwilę zaczekać, bo jeszcze trwa ewakuacja, dogaszanie pożaru, ale wiedzą, że będą musieli znaleźć trzy osoby: mężczyznę, kobietę i niespełna 2-letnie dziecko. 

Gdy to tylko możliwe, wyposażeni w geofon idą na miejsce zdarzenia. Geofon to wysokoczułe urządzenie nasłuchowe, wyposażone w czujki i sensory, które rozstawia się w obrębie gruzowiska. Podczas jego pracy na terenie prowadzenia całej akcji musi panować całkowita cisza. - Powodzenie akcji uzależnione jest od przytomności szukanej osoby. Prosimy przez megafon, by zastukała trzy razy jeśli nas słyszy. Wtedy panuje przejmująca cisza, a operatorzy ze słuchawkami nasłuchują, czy gdzieś tam za pomocą sensorów dochodzą dźwięki stukania– wspomina Wojciech Piechaczek, zastępca dowódcy Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej działającej przy jastrzębskiej straży pożarnej.

Niestety ratownicy nie wychwycili kompletnie żadnego dźwięku, który dałby nadzieję. Ale nie poddają się. Wiedzą, że po prostu muszą znaleźć zasypaną rodzinę. Na miejsce wprowadzają psy, które potrafią wyczuć zapach wyłącznie zapach żywych osób. Za pierwszym razem się nie udało, ale za chwilę, gdy tylko wykonano nowy odwiert, coś odgruzowano, próbują drugi raz, trzeci i kolejny. Czworonogi nadal nie potrafią nikogo znaleźć.

Strażacy walczą z czasem i z własnym strachem. Wiedzą, że budynek i sąsiednie zabudowania nie mają nic wspólnego ze stabilnością. Zdają sobie sprawę, że pomimo montowanych na bieżąco zabezpieczeń cała konstrukcja za chwilę może runąć i trzeba będzie szukać kolejne osoby – tym razem ratowników. Chcieliby użyć ciężki sprzęt, bo wtedy szybciej szłoby odgruzowywanie. Niestety nie mogą. Po pierwsze mogliby naruszyć już i tak mocno zniszczony budynek, a po drugie szukane osoby mogłyby przypadkowo wypaść z gruzem na zewnątrz.

- Chcieliśmy dotrzeć do tych osób, jak najdelikatniej tylko się da. Poza tym jeśli geofon lub pies dałyby nam informację, że jest tam ktoś żywy, to ukierunkowalibyśmy działania od razu tam, skąd dochodziłyby oznaki życia. Natomiast po wykorzystaniu wszelkich sposobów lokalizacji i sprawdzeniu każdej wolnej przestrzeni w której mógłby znajdować się człowiek, priorytetem stało się bezpieczeństwo ratowników. Nie zmieniłoby sytuacji, gdybyśmy dotarli do tej rodziny wcześniej, ale po drodze stracilibyśmy kilka osób – tłumaczy Wojciech Piechaczek.

Mijają kolejne godziny. Ratownicy przeszukali już kilka miejsc. Zostało jeszcze tylko jedno, to najbardziej prawdopodobne i szczególnie niebezpieczne, pod zawalonymi stropami i ścianami. Musiał im w tym pomóc specjalnie sprowadzony sprzęt. W końcu przed północą, po 18 godzinach akcji udaje im się odnaleźć ciało mężczyzny, później trafiają na kobietę i dziecko. Niestety sprawdził się najczarniejszy scenariusz – cała trójka nie żyje.

Wojciech Piechaczek jest pewny, że nawet gdyby ratownicy dotarli do nich wcześniej to i tak nikogo nie dałoby się uratować. - Jednoznacznie przekonaliśmy się o tym, gdy dotarliśmy do nich i widzieliśmy, jak to wszystko wygląda. W takiej sytuacji szansę mają ludzie, którzy szczęśliwie znajdą się w wolnej przestrzeni i będą mieli możliwość swobodnego oddychania. W momencie, gdy dojdzie do całkowitego zasypania kilkutonową warstwą gruzu, szanse są praktycznie żadne – ocenia strażak.

Ale to jeszcze nie koniec. Przecież pod gruzami może znajdować się ktoś jeszcze. Poszukiwania są kontynuowane, choć już idą znacznie szybciej, bo oficjalnie nikogo więcej nie powinno już tam być. Właśnie tak też było. Część ekipy w nocy wraca do domu, a ostatni ratownicy meldują się w jastrzębskiej komendzie o 8.00.

Do Katowic pojechało 15 osób, bo więcej nie miało sensu zabierać. Wszyscy bez wytchnienia pracowali przez cały czas i nikt przed zakończeniem akcji nie chciał wracać do domu. - W takich sytuacjach człowiek jest na najwyższych obrotach, daje z siebie wszystko. Bardzo działa adrenalina i nie odczuwa się zmęczenia – wyjaśnia Wojciech Piechaczek.

Jastrzębska grupa działa od 2008 roku i wielokrotnie była wzywana do różnych akcji. Jednak ta z Katowic była dla nich najtrudniejsza, bo trzeba było zaangażować najwięcej osób. Choć wszystko przebiegło zgodnie z planem to w sercu pozostał żal, że nie udało się znaleźć żywych osób. – Po prostu nie mieliśmy takiej szansy – mówi ratownik.

Więcej na temat akcji poszukiwawczej po wybuchu gazu w Katowicach oraz działania Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej z Jastrzębia-Zdroju znajdziecie w Wywiadzie Tygodnia z Wojciechem Piechaczkiem. 

Oceń publikację: + 1 + 1 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~anika78 2014-10-30
    15:03:30

    5 0

    To na pewno było ogromne przeżycie. Każdy pewnie miał w świadomości, że to mógł być jego blok, dom i dziękował Bogu, że to nie jemu przytrafiła się taka tragedia. Cieszę się bardzo, że mamy w Jastrzębiu takich dzielnych ratowników. Dzięki temu mogę być nieco spokojniejsza.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuJastrzebie.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert tuJastrzebie.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuJastrzebie.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy wprowadzenie programu 800+ zamiast 500+ jest dobrym pomysłem?






Oddanych głosów: 632