Przez pierwsze trzy godziny dzisiejszego procesu sędziowie, prokurator, obrońca oskarżonego i sam Dariusz P. kontynuowali zadawanie pytań szwagrowi oskarżonego – Krzysztofowi Ch. Mężczyzna w dalszym ciągu opowiadał o swoich wątpliwościach i relacjach z rodziną zmarłej siostry Joanny.
Później przyszedł czas na przesłuchiwanie strażaków biorących udział w akcji. Jerzy Grabski, dowódca jednej z jednostek zeznał, że po przybyciu na miejsce strażakom wydawało się, że pomyli adres. – Kompletnie nic nie wskazywało na pożar. Było cicho, ciemno, nie było widać dymu, ani ognia.
Dopiero nieco później zauważyłem smugę dymu wydobywającą się komina lub włazu dachowego. Gdy dzwoniłem do dyspozytora z prośbą o potwierdzenie adresu kolega zauważył, że ktoś macha z okna na samej górze – opowiedział.
Zgodnie z rozkazem część strażaków poszła z drabiną, by przez okno w dachu uratować syna Wojciecha, a reszta usiłowała sforsować bardzo dobrze zabezpieczone drzwi. – Wyciąłem w nich lufcik i usiłowałem przez niego otworzyć drzwi od wewnątrz. Niestety bezskutecznie. Odniosłem wrażenie, że są zablokowane. Jednak teraz coraz więcej drzwi jest właśnie takich. Wyważenie drzwi przy pomocy specjalistycznego sprzętu zajęło nam około 8-10 minut – mówił.
Następnie akcja znacznie nabrała tempa. W trakcie forsowania drzwi, na zewnątrz budynku wyprowadzono już Wojciecha i nieprzytomną Justynę, której starano się udzielić pierwszej pomocy. Reszta strażaków w zupełnej ciemności i kompletnym zadymieniu szukała pozostałych mieszkańców. Okazało się, że pożar znajdował się już w fazie przygaszania. Oznacza to, że było mało ognia, ale mnóstwo dymu.
– Pierwsze co zauważyłem, to ogień przy wejściu do klatki schodowej prowadzącej na piętro. Jako dowódca nie wchodziłem do środka, tylko kierowałem akcją z zewnątrz – mówił.- Gdy wszedłem do środka już po przewietrzeniu, to widziałem ogrom strat. Spalone panele, kasetony odpadające z sufitu pod wpływem wysokiej temperatury i gazów spalinowych. Najwięcej zniszczeń pożarowych było przy szafie, w miejscu prasowania. Widziałem tam, że żelazko nie było włączone do prądu, a sama deska do prasowania nie została zbyt zniszczona – mówił Grabski.
Akcja wynoszenia nieprzytomnych ofiar z domu przebiegała bardzo sprawnie. Jednak w czasie trwania akcji strażacy mieli problem z ustaleniem ilości osób znajdujących się w środku. – Wojtek powiedział, że łącznie z nim w domu było 7 osób. Ale ciągle brakowało nam jednej osoby. Podejrzewał, że chodzi o którąś z sióstr. Kazałem strażakom jeszcze dwa razy przeszukać dom. Mieli patrzeć w każde miejsce, gdzie potencjalnie w momencie niebezpieczeństwa mogło schować się dziecko. W końcu jeden z funkcjonariuszy powiedział, że brakuje ojca. Zapytałem o to Wojtka, a on z całą stanowczością powiedział, że ojciec był w domu. W końcu do niego zadzwonił. Okazało się, że faktycznie nie było go tej nocy w budynku – powiedział strażak.
Jerzy Grabski mówił, że najwyższa temperatura panowała na poddaszu. Było tak gorąca, że szyby rozsypały się w drobny mak. Przyznał, że w takich warunkach paski z rolet zewnętrznych mogły się zniszczyć.
Jednak co innego go dziwi. W ostatnich latach trzy razy interweniował u tych samych osób. Raz, gdy w garażu domu palił się samochód Dariusza P., później w czasie pierwszego pożaru domu i w trakcie drugiego pożaru budynku. Co ciekawe, pierwszy pożar wyglądał bardzo podobnie do drugiego. Zarzewie ognia znajdowało się w szafie na parterze domu, a skala zniszczeń była praktycznie taka sama. Wtedy też rolety były zaciągnięte i nikt nic nie widział. Ale z tą różnicą, że nikogo nie było w domu.
– Pracowałem w straży przez 29 lat i nigdy nie zdarzyło się tak, że jechałem dwa razy w to samo miejsce. Oczywiście mówię o dobrych i porządnych rodzinach – zeznał.
Na pytania odpowiedziało jeszcze kilku strażaków biorących udział w akcji. Każdy potwierdzał zeznania swojego dowódcy. Na kolejnej rozprawie przesłuchana zostanie reszta z nich.
Z racji tego, że okres aresztowania Dariusza P. mija za kilka dni, sędzia zdecydował o przedłużeniu aresztu do 29 stycznia 2016 roku.
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu tuJastrzebie.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Co dalej z rozbiórką "willi na dachu" przy ul. Północnej? To najnowsze informacje
10337Os. Staszica: ścieżki spacerowe już gotowe
9755Wyłączenia prądu w Jastrzębiu. Trwają planowane przerwy w dostawie energii
3985Poznajecie ją? Nadal jest poszukiwana!
3908Kolejny element ronda wykonany. Od jutra zmiana organizacji ruchu na al. Jana Pawła II
3814Wyłudzali dotacje unijne. Otrzymali ponad milion dofinansowania. Cztery osoby zatrzymane
+29 / -0Kolej+: w Jastrzębiu powstanie stacja i dwa przystanki
+40 / -21Niecodzienne sceny podczas mszy rezurekcyjnej. Mężczyzna wszedł na ołtarz, szarpał się ze służbą
+19 / -3Pijany Ukrainiec prowadził mając 3 promile. Zatrzymał go policjant w czasie wolnym od służby
+9 / -1Kierował mając 4 promile! Mundurowych zawiadomił świadek
+8 / -0Poznajecie ją? Nadal jest poszukiwana!
2Pożar garażu przy Gagarina. Jedna osoba poszkodowana, ogromne straty
1Sprzedawał bilety, których nie miał. Oszukał na 6,5 tys. złotych, teraz trafił do więzienia
1Co dalej z rozbiórką "willi na dachu" przy ul. Północnej? To najnowsze informacje
1"Babciowe" - dobra zmiana na rynku pracy? "Czas zweryfikuje"
1Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera tuJastrzebie.pl i napisz nam o tym!
Wyślij alert
~joseph 2015-09-18
18:56:39
Wcale się nie zdziwię gdy na koniec się okaże, że nie ma bezpośrednich dowodów winy i gościowi ujdzie to na sucho.