Marzena zebrała pieniądza na leczenie raka. Teraz zabija ją biurokracja

Kilka tygodni temu Marzena przyjęła pierwszą dawkę leku. Po drugą miała zgłosić się po trzech tygodniach. Najpierw z powodu braku miejsc została wezwana do szpitala tydzień później, a później wysłano ją do domu, bo procedury uniemożliwiły podanie leku. Lekarze zapewnili 25-latkę, że nie ma się czym martwić, bo jej Adcetris pojawi się lada dzień.

Minął kolejny tydzień, a leku nadal nie było. W dodatku nikt nie miał czasu na to, by porozmawiać z Marzeną i wyjaśnić, skąd wzięło się opóźnienie. – Czekam na przeszczep szpiku, który będzie możliwy, gdy lek zadziała. Jest na to szansa tylko wtedy, gdy dostanie się go regularnie i na czas – tłumaczy Marzena Erm.

Sprawy w swoje ręce wzięła fundacja „Rak'n'Roll - Wygraj Życie” opiekująca się Marzeną oraz dziennikarze „Panoramy” z TVP 2. Z telewizyjną kamerą odwiedzili Szpital Kliniczny w Katowicach.

Szefowa placówki prof. Sławomira Kyrcz-Krzemień wyjaśniła dziennikarzom, że załatwienie formalności może trwać bardzo długo. Tym bardziej, że nie wszystkie szpitale zgadzają się podać lek pacjentowi, który zapłacił za niego z własnej kieszeni.

Interwencja okazała się skutecznie i lek w ekspresowym tempie trafił do katowickiego szpitala. Dzięki temu Marzena może kontynuować leczenie i dalej walczyć o swoje życie.